wtorek, 18 października 2016

Rozdział V - Posłaniec jarla Balgruufa

     Chłodne, rześkie powietrze owionęło mnie zimnym oddechem, gdy tylko spocony wyszedłem na powierzchnię. Aż przeszedł mnie dreszcz. W podziemiach nie straciliśmy wcale tak dużo czasu, jak mi się wydawało. Był późny ranek, słońce świeciło tak jasno, że musiałem zmrużyć oczy. Dzień znów zapowiadał się pogodny i słoneczny.

     A przede mną dylemat – którędy iść?

     Najkrótsza droga prowadziła przez okolice Gwiazdy Zarannej. Przed dojściem do miasta należało skręcić tam na zachód, na trakt, biegnący do Morthalu, a stamtąd już było blisko do Smoczymostu. Problem w tym, że droga biegła przez tereny, kontrolowane przez Gromowładnych. W dodatku, droga prowadziła obok opuszczonego niegdyś fortu Dunstad, teraz zajętego przez żołnierzy Ulfrica. Nie sposób tam się przedrzeć niepostrzeżenie. Mając na sobie cesarską zbroję, nie mogłem liczyć na ich litość. I nie chodziło o mnie, lecz o koronę, która w żadnym razie nie powinna wpaść im w ręce.

     Zaczynałem już myśleć jak żołnierz – najważniejsze jest zadanie. Wszystko inne jest o tyle ważne, o ile w nim nie przeszkadza. A moim zadaniem było dostarczenie korony do generała.

     Gwiazda Zaranna wiele mi zawdzięczała, to prawda. W dodatku pamięć o naszej przysłudze, danej miastu, była całkiem świeża. Mogłem liczyć na wdzięczność jej mieszkańców. Ale na pewno nie tych umundurowanych. Mając na sobie cesarskie barwy, stawałem się ich wrogiem. Może nie rozsiekli by mnie na mieczach, lecz uwięzili. Zapewne nie przyszłoby im to łatwo, zapewne czuliby się rozdarci, aresztując swego dobrodzieja – ale takie było ich zadanie. No i, co gorsza, korona wpadłaby im w ręce. Erandur pomógłby mi z pewnością i zapewnił nocleg w świątyni, ale jeśli dostrzegą mnie inni?

     Nie, zbyt duże ryzyko. Musiałem pogodzić się z faktem, że po włożeniu cesarskiej zbroi skończyły się moje swobodne wędrówki po Skyrim. Musiałem wybrać dłuższą drogę, przez Białą Grań i inne tereny, będące w rękach Cesarskich. Oszacowałem, że dziś jeszcze zdążę dojść do Rorikstead, tam przenocować i rankiem ruszyć do Samotni. Przed zmierzchem powinienem być na miejscu. A jeśli nie zdążę, zanocuję w Smoczymoście. Stamtąd już było w miarę blisko.

     Przechodząc traktem obok Białej Grani, trochę zrobiło mi się smutno, że nie mam czasu odwiedzić własnego domu. Z drugiej strony, czego miałbym tam szukać? Dom stał pusty, Lydia bogowie wiedzą, gdzie… A miasto podzielone na zwolenników Gromowładnych i Cesarstwa. Ostentacyjne paradowanie w cesarskiej zbroi zapewne nie przysporzyłoby mi tam przyjaciół.

     To mnie właśnie niepokoiło. Jak zareaguje Balgruuf na tak jednoznaczne opowiedzenie się po jednej stronie? Zapewne zadowolony nie będzie, bo postawię go w trudnej sytuacji. Byłem teraz jednym z najbardziej znanych obywateli miasta. Dopóki zachowywałem neutralność, wszystkich mogłem traktować jak przyjaciół. Ale jednoznacznie poparcie Cesarstwa oddalało mnie już na przykład od całej wielkiej rodziny Siwowłosych, popierających Ulfrica. Między innymi od Eorlunda, mistrza-kowala z Niebiańskiej Kuźni… I podobnie miało być z jarlem. Jeśli przyjmie mnie życzliwie, zrazi do siebie część mieszkańców, popierających rebelię. Jeśli chłodno – odwrócą się od niego zwolennicy cesarza. Nie ma co, narobiłem mu bigosu. Po tym wszystkim, co dla mnie zrobił.

     Mijając Północną Strażnicę, zauważyłem walkę. Kultyści! Nie wiadomo, dlaczego, zaatakowali strażników. Jeden z kultystów leżał już zakłuty na trakcie, dwóch innych raziło strażników błyskawicami. Zjawiłem się na czas!

     Nie było czasu na mierzenie z łuku. Rzuciłem się na nich z obnażonym mieczem. Trzem uzbrojonym wojownikom musieli ulec.

     Strażnicy nie od razu mnie poznali.

     - Sądząc po lekkiej zbroi, jesteś cesarskim zwiadowcą – odezwał się jeden z nich. – Miło mi cię powitać.

     Cóż, nie wiedziałem, że strój aż tak bardzo zmienia człowieka!

     Aż do Rorikstead nie wydarzyło się nic ciekawego. Tam postanowiłem przenocować i ruszyć dalej jeszcze przed świtem. Gdy już najedzony zamknąłem się w swoim pokoiku, obejrzałem sobie jeszcze dokładnie Wyszczerbioną Koronę. Kusiło mnie, żeby ją przymierzyć, ale obawiałem się, czy to czasem nie świętokradztwo. Przez dłuższą chwilę biłem się z własnymi myślami.

     - Zaraz, zaraz – powiedziałem w końcu sam do siebie. – Przecież nie próbuję zagarnąć królewskiej władzy, tylko chcę przymierzyć kawałek stali i smoczych kłów!

     I włożyłem ją sobie na głowę.

     Biedny ten, kto będzie musiał ją nosić! Była ciężka i niewygodna. W dodatku o wiele na mnie za duża i przysłaniała mi oczy. Byłem ciekaw, czy ma jakieś magiczne właściwości, jednakże nie poczułem żadnych wibracji. Był to zwykły hełm, wykonany ze stali i kości. I o ten hełm ścierały się dwie armie. Przez ten hełm zginęło tylu Gromowładnych i jeden legionista! Ech, miałem ochotę rzucić go w kąt. Nie uczyniłem tego jednak. Zamiast tego poprosiłem oberżystę o butelkę oleju i kilka suchych szmat. Gdy je dostałem, zamknąłem drzwi, aby nikt mnie nie podejrzał i zacząłem pracowicie wycierać koronę, próbując doprowadzić ją jeśli nie do stanu świetności, to przynajmniej żeby nie wyglądała jak śmieć.

     W Korvanjund powietrze było suche i w miarę ciepłe. Stalowe części nie były więc zardzewiałe, ale przez wieki pojawił się na nich brunatny nalot. Było kilka wżerów, ale płytkich. Wypucowałem Koronę na tyle, na ile mogłem. Wyściółka była w strzępach, więc ją po prostu usunąłem, znów na tyle, na ile mogłem, bo oprócz swego starego, orkowego sztyletu nie miałem żadnych innych narzędzi. Po tej operacji sztyletowi należało się ostrzenie i polerowanie. Dość, że gdy skończyłem, nie musiałem się już palić ze wstydu, gdyby przyszło mi ją wręczyć Tuliusowi. Nie czułbym się dobrze, podając mu zakurzony i zardzewiały złom, bardziej nadający się na gniazdo dla myszy. Zawinąłem ją w kawałek płótna.

     Tak jak postanowiłem, wyruszyłem przed świtem i bez przygód, tuż po zmierzchu, zameldowałem się w zamku Dour. Do generała jednak mnie nie dopuszczono. Był bardzo zajęty. Przez strażnika polecił mi zgłosić się jutro rano. Skorzystałem z okazji i kuźni Beiranda, aby ponownie doprowadzić orkowy sztylet do stanu świetności. Przyzwyczaiłem się do niego tak, że wolałem golić się nim, niż brzytwą. W dodatku nie tępił się tak szybko, jeśli się go z wyczuciem używało do innych celów.

     Rankiem zameldowałem się u Tuliusa. Z tego, co wiedziałem od wartownika, pracował prawie całą noc i był wykończony.

     - Nie znęcaj się nad nim – zażartował legionista. – Bo wszyscy dostaniemy rykoszetem.

     - Spokojnie, mam dla niego same dobre nowiny – uśmiechnąłem się.

     Generał był sam. Siedział na zydlu, podpierając głowę i naprawdę wyglądał na bardzo zmęczonego. W jednej ręce trzymał jakiś papier i uważnie go studiował, choć nie trzeba było bystrości, aby zauważyć, że trudno mu się nad nim skupić. Gdy stanąłem przed nim, wciąż jeszcze rozmyślał o strategicznych planach i bezwiednie mówił sam do siebie.

     - Zdobycie Bieli daje Ulfricowi port i zabezpiecza Wichrowy Tron – mruczał. – Ale to tylko kwestia czasu, nim miasto trafi z powrotem w nasze ręce…

     Podniósł na mnie podkrążone oczy. Odwinąłem płótno z pakunku i zademonstrowałem mu starożytny artefakt. W częściowym mroku zamkowej komnaty prezentował się całkiem efektownie, zwłaszcza po mojej wczorajszej polerce.

     - Oto Wyszczerbiona Korona – odezwałem się. – Legat Rikke kazała mi przekazać ją tobie…

     Nie zdążyłem dodać „generale”, bo Tulius już na widok korony przerwał mi, nieco się ożywiając.

     - Doskonała robota – uśmiechnął się, biorąc ode mnie koronę i oglądając ją ze wszystkich stron. – Muszę przyznać, miałem wątpliwości, że w ogóle istnieje. Były jakieś kłopoty? 

     - Gromowładni byli tam przed nami – odparłem.

     - Tak… - potarł czoło. – Cóż, nie zareagowałem na sugestię legata tak szybko jak powinienem był. Ale w końcu mamy tę cholerną koronę.

     Wskazał mi zydel naprzeciwko. Usiadłem niepewnie, zdumiony jego słowami. Generał, który przed szeregowym żołnierzem tak otwarcie przyznaje się do błędu? To nie mieściło mi się w głowie. Tymczasem Tulius bez obecności świadków pozwalał sobie wobec mnie na znacznie większą poufałość.

     - No, dobrze… - pochylił się w moją stronę i zniżył głos. – Potrzebuję kogoś zaufanego, aby dostarczył wiadomość wielkiej wagi jarlowi Balgruufowi z Białej Grani. Z zaufanego źródła wiemy, iż Ulfric zmobilizował dość wojska, by zaatakować Białą Grań.

     Zrobiło mi się gorąco. Mój dom! Moi przyjaciele! Miasto było w niebezpieczeństwie.

     - Jarl jednak nie chce przyjąć pomocy Legionu – ciągnął generał. – To pismo powinno go przekonać.

     Wstał z zydla. Zerwałem się razem z nim. Odłożył koronę na stół, po czym podszedł do skrzyni i wyjął stamtąd przygotowany wcześniej i zapieczętowany zwój. Podał mi go, drugą rękę kładąc mi na ramieniu.

     - Żołnierzu, miej na uwadze, iż dokumenty zawierają poufne dane wywiadowcze, przeznaczone wyłącznie dla oczu jarla!

     Uścisk jego dłoni bardzo złagodził oficjalny ton. Widać było, że mi ufa, a ja nie miałem zamiaru go zawieść. Skinąłem energicznie głową, gotów choćby zaraz wyruszyć w drogę powrotną.

     - Weź kogoś ze sobą – dodał na odchodnym. – Za drzwiami czeka pewien żołnierz. We dwóch zawsze bezpieczniej.

     Przez chwilę zrobiło mi się nieprzyjemnie, bowiem wyglądało to jakby nie dowierzał moim umiejętnościom. Generał jednak uśmiechał się lekko, jakby szykował jakiś psikus. I rzeczywiście – za drzwiami stała Lydia z zawadiackim błyskiem w oczach.

     Generał uśmiechnął się i machnął nam ręką na pożegnanie. 

     *          *           *

     Przez długi kawał drogi Lydia przekomarzała się ze mną.

     - Nie, teraz ja dowodzę – upierała się. – Jestem od ciebie wyższa stopniem. A poza tym, sam mnie zwolniłeś ze służby.

     - Długo mi to jeszcze będziesz wypominać? - burknąłem niezadowolony.

     - Tak – pocałowała mnie. – A teraz za mną, auxiliariuszu!

     Pokręciłem głową.

     - To może zamiast ślubu, po prostu wstąpię do ciebie na służbę?

     Zrobiła poważną minę, ale oczy wciąż jej błyszczały wesoło.

     - A wiesz, że to niezła myśl? – stwierdziła. – Przynajmniej byłoby wiadomo, do kogo należy szorowanie podłogi i zmywanie garów!

     - To się nazywa marnowanie talentów – mruknąłem.

     - Dlaczego? – zrobiła wielkie oczy. – Otwierasz drzwi, „Fus-Ro-Dah” i cała chałupa momentalnie wysprzątana!

     - Albo spopielona, jeśli pomylę Krzyki.

     Zmarszczyła brwi.

     - No, to byłoby kłopotliwe – przyznała. – Straciłbyś dużo czasu na jej odbudowanie. A ja byłabym pewnie wykończona tym siedzeniem na murku i zagrzewaniem cię do pracy.

     Droczyła się ze mną aż do Smoczymostu. Potem jej się znudziło.

     Gdy na drugi dzień mijaliśmy skrzyżowanie z traktem południowym na Markart, napadło nas trzech kultystów. Wiele szkody nam nie zrobili. Oboje nałożyliśmy sobie przedtem ochronne amulety, które znacznie osłabiały kierowaną ku nam magię błyskawic. Kultyści za to stosowali magię ochronną, która owszem, pomaga przeciwko magii zniszczenia, ale przeciw mieczom sprawdza się słabo. Trzy ciała szybko zaścieliły trakt, a my wyszliśmy z tego bez draśnięcia.

     - Są już męczący – westchnąłem. – Gdy to się skończy, popłynę na tę wyspę i zrobię porządek z całym tym Miraakiem.

     - Chciałeś przecież studiować w Akademii – przypomniała mi Lydia.

     - Prawda – skinąłem głową. – Zanim zmierzę się z Miraakiem, będę musiał podszkolić się w magii. Inaczej nie dam mu rady.

     - Wspominałeś, że będziesz musiał też nauczyć się nowych Krzyków.

     Westchnąłem przeciągle. Wciąż nie odwiedziłem Starostoku – miejsca, które tajemniczy przyjaciel wskazał mi w liście, jako źródło mocy. A powinienem takich miejsc odwiedzać jak najwięcej. Ech, ile to człowiek musi się napracować, zanim może przystąpić do zbawiania świata!

     Do Białej Grani dotarliśmy jeszcze za dnia. Postanowiłem więc niezwłocznie udać się do jarla.

     - Kupię coś na kolację – uśmiechnęła się Lydia. – Będę czekać w domu.

     Pocałowaliśmy się i Lydia skierowała się ku kramom na rynku, a ja zacząłem wspinaczkę po schodach do Smoczej Przystani.

     Balgruuf był w bardzo bojowym nastroju. Nie pytałem, co go tak wyprowadziło z równowagi przed moją wizytą, ale tak zagniewanego nie widziałem go nigdy przedtem, ani, co muszę sprawiedliwie przyznać, nigdy potem. On, uosobienie cierpliwości, przywitał mnie może nie oschle, ale wyraźnie musiał się powstrzymywać, żeby nie posłać mnie i innych obecnych do wszystkich demonów.

     - Mam ważną wiadomość od generała Tuliusa – oznajmiłem, po zwyczajowej wymianie pozdrowień.
Parsknął gniewnie.

     - Zapewne będzie chciał urządzić w moim zamku garnizon – syknął ze złością. – Ile razy mam odmawiać?

     Aż mnie zatkało. Aż tak chłodnego przyjęcia się nie spodziewałem.

     - No, wyduś to z siebie! – ponaglił mnie niecierpliwie.

     - Ulfric planuje zaatakować Białą Grań – odparłem na tyle spokojnie, na ile było mnie stać. – Generał chce użyczyć ci Legionu.

     Balgruuf westchnął ciężko, ale trochę się uspokoił.

     - Rozumiem – odrzekł, siląc się na spokój. – Przekaż papiery mojemu zarządcy.

     Rozłożyłem dłonie w przepraszającym geście.

     - Przekazano mi ścisłe instrukcje – odrzekłem. – Tylko dla oczu jarla.

     - Nie wygłupiaj się! – warknął niecierpliwie. – Proventus jest moimi oczami.

     Rozumiał jednak, co to rozkaz. Wyciągnął rękę po zwój, a gdy mu go podałem, rozpieczętował i przeczytał.

     - Zakładam, że kiedy go dostanę, będę mógł z nim zrobić co zechcę? – spojrzał na mnie spode brwi.

     Znów rozłożyłem ręce. Ja wykonałem rozkaz. Reszta już ode mnie nie zależała.

     - To dobrze – skinął głową. – Hm… Interesujące te doniesienia. Proventusie – zawołał, podając mu zwój. – Co o tym sądzisz? Gdyby Ulfric zaatakował Białą Grań…

     Proventus przebiegł wzrokiem list.

     - Jak przy wszystkim – odrzekł – potrzebna jest rozwaga. Zaczekajmy i zobaczmy, co się stanie.

     Balgruuf niecierpliwie przewrócił oczami.

     - Ofiara czeka… - prychnęła Irileth z dezaprobatą.

     - Zgadzam się z Irileth – odparł jarl. – Czas zacząć działać.

     - Chcesz iść do Wichrowego Tronu? – zdziwił się Proventus.

     Opuściłem głowę, żeby nikt nie widział wesołości w mojej twarzy. Proventus był znakomitym ekonomistą, ale na wojnie nie znał się zupełnie.

     - Proventusie, nie jestem głupcem! – jęknął Balgruuf. – Czas wyzwać Ulfrica, by stanął przede mną jak mężczyzna, albo wyjawił swoje zamiary.

     - Nic takiego nie zrobi! – odparł Proventus niepewnym głosem.

     - Nie cackał się z Torrygiem – wtrąciła Irileth.

     Proventus zamachał rękami.

     - Torryg? – aż go zatchnęło. - On po prostu podszedł do tego chłopca i go zamordował!

     - Ten „chłopiec” był Najwyższym Królem Skyrim – odparła Dunmerka, nie zmieniając tonu.

     Balgruuf tymczasem podjął chyba decyzję, bo trochę się uspokoił.

     - Nie jestem Najwyższym Królem, ale nie jestem też chłopcem – rzekł. – Jeżeli Ulfric chce rzucić mi wyzwanie wedle starej tradycji, to niech to zrobi. Choć podejrzewam, że posłuży się swoimi Gromowładnymi.

     - Prawda – westchnęła Irileth – Dowiódł już swojej własnej siły. Teraz chce dowieść siły swej armii.

     Proventus poskrobał się po brodzie.

     - Mogę cię przekonać do rozważenia prośby generała Tuliusa? – spytał niespodziewanie. – Skoro i tak chcesz urazić jarla Ulfrica…

     - To Ulfric znieważył! – wpadła mu w słowo Irileth. – Ale Proventus ma rację – dodała spokojniej. – Ulfric pokazał jasno swoje intencje. Według niego, odrzucenie jego roszczeń oznacza poparcie Cesarstwa.

     Proventus, zachęcony jej słowami, odezwał się znów.

     - Czy źle byłoby, jeśli zamiast twoich ludzi zginęłoby kilku legionistów?

     Przyznaję, że dotknęły mnie jego słowa. I nie tylko mnie. Irileth parsknęła gniewnie, a przez twarz Balgruufa przewinął się grymas. Opanował się jednak.

     - Wygląda mi to na tchórzostwo – mruknął niezadowolony.

     - Czy w takim razie przyjęcie Konkordatu Bieli i Złota też było tchórzliwe?

     Tylko Irileth mogła sobie pozwolić na taki przytyk. Jarl znów się zagotował.

     - Znowu to! – wybuchnął. – To było coś innego! Czy miałem możliwość sprzeciwienia się warunkom traktatu? Nie! Nikt nie pytał jarlów. Stawiano nas przed faktami dokonanymi i musieliśmy się z tym pogodzić.

     - Skrzynie złota raczej nie bolały… - odrzekł Proventus.

     Jarl trzasnął pięścią w poręcz tronu.

     - Cholera jasna, tu nie chodzi o złoto! – krzyknął zagniewany.

     - Czas na decyzję… - ostudziła go Irileth.

     - Panie, zaczekaj! - Proventus podniósł palec. – Zobaczmy, czy Ulfric mówi poważnie!

     - On mówi poważnie – westchnął Balgruuf i mocniejszym głosem dodał. – Ale ja też.

     - Wreszcie – prychnęła cicho Irileth.

     Mogła sobie darować tę uwagę. Jarl znowu poczerwieniał na twarzy.

     - Ty, tam! – zwrócił się do mnie. – Mam wiadomość dla naszego przyjaciela, szanownego jarla Wichrowego Tronu!

     Skinął na strażnika, który podszedł do niego z toporem. Wskazał strażnikowi mnie. Ten wyciągnął do mnie ręce i podał mi oręż.

     - Zanieś ten topór Ulfricowi Gromowładnemu – polecił, patrząc mi w oczy.

     Zapewne powinienem wiedzieć, co to oznacza, ale za słabo znałem jeszcze norskie zwyczaje.

     - Mam mu coś powiedzieć? – spytałem niepewnie.

     Balgruuf podparł brodę i znacznie spokojniejszym głosem odpowiedział.

     - Mężczyźni, którzy się rozumieją, nie muszą strzępić języka. Raptem kilka prostych prawd kryje się za gestem wręczenia innemu mężczyźnie własnego topora. Ulfric zrozumie, o co mi chodzi.

     - Rozumiem – skinąłem głową.

     - To dobrze… - odrzekł Balgruuf w zamyśleniu, zupełnie już uspokojony. – Dobrze… Proventusie, podaj mi pióro i dobry pergamin.

     - Piszesz list, panie? – spytał Proventus, podając mu drewnianą podkładkę i przybory do pisania.

     - Tak – odparł jarl, uśmiechając się do mnie. – Do generała Tuliusa. Chcę wyjaśnić kilka kwestii, zanim przyjmę tych jego… legionistów.

     I mówiąc to obrzucił mnie żartobliwym spojrzeniem.

     Życzliwe pożegnanie świadczyło o tym, że burza minęła. Znów był dawnym Balgruufem.

     *          *          *

     - Spójrz na to z innej strony – Lydia nalała mi wina do kubka. – Gdzie indziej w ogóle mogłaby się odbyć taka dyskusja?

     - To była bardziej kłótnia, niż dyskusja – wychyliłem kubek do końca.

     - Nawet jeśli kłótnia – Lydia dolała mi wina. – To czy inny jarl pozwoliłby komuś tak się do siebie odzywać? A ani Proventus, ani Irileth nie bali się mówić prosto z mostu, co myślą. Wiedzieli, że Balgruuf trochę się pociska, ale nie ukarze nikogo za szczerość. On już taki jest. Zawsze każdego wysłucha. Nie ma klapek na oczach. Wyobrażasz sobie taką scenę w Wichrowym Tronie?

     Musiałem przyznać, że nie.

     - O co chodzi z tym toporem? – spytałem, wskazując na oręż, owinięty w płótno.

     - To coś, co zrozumie tylko Nord – uśmiechnęła się. – Sam zobaczysz… W każdym razie, Ulfric odpowie na tę niemą wiadomość, możesz mi zaufać. 

     - Zastanawiam się, czy iść tam w cesarskiej zbroi – mruknąłem zamyślony. – Niby powinienem. Jestem posłem…

     - Gromowładni na pewno to uszanują, za to ręczę – odrzekła.

     - Z drugiej strony, do Wichrowego Tronu nie posyła mnie Legion, tylko Balgruuf – podrapałem się w głowę. Jak myślisz, dobrze będzie, że tak ostentacyjnie pokażę Ulfricowi, że popieram Cesarstwo? Stracę wtedy możliwość swobodnego przemieszczania się, a to mogłoby mi się przydać.

     - Ktoś tu chce zostać szpiegiem? – roześmiała się. – Nie, Wulf, tego nie da się ukryć.  Jesteś zbyt znaną postacią. Połowa Skyrim już na pewno huczy o Smoczym Dziecięciu, które służy cesarzowi. Poza tym… To nie honorowo.

     - Przesadzasz… - mruknąłem nie przekonany.

     Ale w końcu zdecydowałem się na oficjalne poselstwo, w barwach cesarza. Zresztą, co tu długo deliberować? Moja elfia zbroja i tak została w Samotni…

     Rankiem poprawiłem na plecach niewygodny tłumok z toporem Balgruufa. Jarl – muszę to przyznać – przeprosił mnie za swoje wczorajsze zachowanie. Był wzburzony z powodów zupełnie nie związanych ze mną, ani z cesarstwem, ale na mnie się skupiło. Fakt, nie ucieszył się z powodu moich barw, ale wiedział, że kiedyś musi do tego dojść. Lawirował zręcznie tak długo, jak tylko się dało. Był jednak lojalnym poddanym Cesarstwa i choć nie podobał mu się Konkordat Bieli i Złota, nie miał zamiaru przyłączać się do buntowników Ulfrica.

     - Nie martw się rozkazami – powiedział na odchodnym. – Generał oddał cię chwilowo pod moją komendę. Zapewne przewidział, że będziesz mi potrzebny. Lydia też może ci towarzyszyć.

     Ruszyliśmy dziarsko w drogę. Powietrze było jeszcze chłodne, miało się ocieplić dopiero przed południem. Spieszyć się nie musieliśmy. Przeciwnie, jarl po cichu poprosił mnie, żebym trochę zmarudził. Chciał ściągnąć Legion do miasta jeszcze zanim Ulfric otrzyma jego wiadomość.

     W południe dotarliśmy więc do wież Valtheim i tam zdecydowaliśmy się na pierwszy postój.

     - Pamiętasz, tu jedliśmy w czasie swojej pierwszej podróży – wspomniała Lydia.

     - A później po raz pierwszy spaliśmy w jednym łóżku – uśmiechnąłem się.

     - Pamiętam – spojrzała na mnie zawadiacko. – Bałeś się mnie nawet dotknąć.

     - Powiedziała ta, która nie miała odwagi odezwać się do mnie po imieniu…

     - Auxiliariuszu, upominam was!...

     Nie dokończyła, bo porwałem ją na ręce. A że jej zbroja trochę ważyła, oboje rymnęliśmy na drewnianą podłogę wieży.

     Tego dnia obijaliśmy się aż do wieczora.

     Następnego ranka trochę się pospieszyliśmy i wyruszyliśmy przed świtem. Jeśli chcieliśmy dojść do Wichrowego Tronu przed nocą, trzeba było dobrze wyciągać nogi. Po drodze nie było żadnego cywilizowanego miejsca, gdzie można było zostać na nocleg.
Trakt nad Białą Rzeką. W oddali, na horyzoncie można ujrzeć zabudowania Wichrowego Tronu

     Na moście nad Białą Rzeką zaatakował nas jakiś osobnik w ciężkiej zbroi i płytowym hełmie. Nie zdążył do nas dobiec, gdy padł, porażony magicznym kosturem, który Lydia postanowiła wypróbować. Jego skuteczność zaskoczyła nas całkowicie. Napastnikiem okazała się Cyrodiilijka w średnim wieku. Żadne z nas jej nie znało i nigdy nie dowiedzieliśmy się, czego od nas chciała.

     Lydia przymierzyła hełm. Pasował idealnie, nawet był tej samej barwy, co jej zbroja. Ale odrzuciła go z niechęcią. Za bardzo zasłaniał widok.

     Do Wichrowego Tronu dotarliśmy późnym wieczorem. Strażnicy przyglądali nam się ciekawie. Poznali nas i pamiętali, że przedtem paradowałem w zbroi oficera Thalmoru. Moją cesarską zbroję uznali za nową ekstrawagancję. Niektórzy nawet uśmiechali się na mój widok. Zapewne sądzili, że zdobyłem ją na jakimś legioniście.

Wichrowy Tron rankiem - widok z traktu, którym szli Wulfhere i Lydia

     Na wizytę w Pałacu Królów było za późno. Za to gospoda stała otworem. Do Ulfrica udaliśmy się dopiero nazajutrz, przez południem.

     Nie było go w sali tronowej, Przy stole za to ujrzałem dawną jarl Pękniny, Lailę Prawodawcę. Skłoniłem jej się z szacunkiem, ale spojrzała na mnie z odrazą i syknęła w moim kierunku kilka niepochlebnych słów. Wiedziała, komu zawdzięcza utratę tronu.

     Ulfrica znaleźliśmy w przyległej sali, pochylonego nad mapą. Gdy weszliśmy, podniósł wzrok i grymas zniecierpliwienia przebiegł mu przez twarz. 

     - Tak? – spytał. – Byle szybko, bo jestem zajęty!

     Skłoniłem się.

     - Przynoszę wiadomość od jarla Białej Grani – oznajmiłem.

     Rozjaśnił twarz.

     - Czyżby? – wyraźnie zadowolony oderwał się od mapy. – Zastanawiałem się, kiedy przejrzy na oczy…

     Urwał, gdy wręczyłem mu topór.

     - O… – zająknął się zaskoczony. – A co to takiego?

     Nie okazał rozczarowania. Tylko gniew.

     - Aha… - rzekł z przekąsem, obracając broń w rękach. – Trzeba mieć odwagę, żeby przynieść mi taką wiadomość. Szkoda, ze stoisz po niewłaściwej stronie…

     Pomyślałem, że to właśnie ich różni: Balgruufa i Ulfrica. Jarl Białej Grani zawsze potrafił spojrzeć prawdzie oczy i zapewne nawet na myśl by mu nie przyszło, żeby mścić się na posłańcu, który przynosi złą nowinę.

     Tymczasem Ulfric oddał mi topór, z wyraźną niechęcią.

     - Możesz zwrócić ten topór temu, kto go przysłał – prychnął gniewnie. – I powiedz mu, że w najbliższej przyszłości Biała Grań będzie miała sporo do zaoferowania w kwestii rozrywki.

     Nie ciągnąłem tematu. Wiedziałem, że to strzępienie języka. Temu jarlowi nic już nie przemówi do rozsądku. Dla swojej własnej legendy był w stanie utopić Skyrim we krwi. Topór Balgruufa owinąłem troskliwie płótnem i przytroczyłem sobie do pleców. Spojrzałem ostatni raz w oczy Ulfricowi. Mimo wszystkiego, co nas dzieliło, był jednym z tych, którzy władali Głosem. I, co liczyło się dla mnie jeszcze bardziej, współtowarzyszem niedoli, gdy razem szliśmy na ścięcie. On też czuł tę niewidzialną nić, która nas łączyła.

     - Wkrótce się spotkamy – powiedziałem cicho i skinąłem głową.

     - Prędzej niż myślisz – odparł podobnym tonem.

Port w Wichrowym Tronie

     Gdy zamknęły się za nami wrota Wichrowego Tronu, Lydia ponagliła mnie.

     - „Prędzej niż myślisz” – powtarzała słowa jarla. – To znaczy, że wojska już są w drodze!

     - Miejmy nadzieję, że legioniści też – odpowiedziałem, przyspieszając kroku. – Cipius przygotowywał się do wymarszu, jak opuszczaliśmy Samotnię.

     - Z Wichrowego Tronu jest bliżej – zauważyła Lydia. – Cała nadzieja w tym, że Ulfric posuwa się ukradkiem, w nocy i unika głównych traktów.

     Forsowny marsz wytoczył z nas wszystkie siły. Była już noc, gdy dotarliśmy do wież Valtheim i stwierdziliśmy, że do miasta nie damy rady dojść. Musieliśmy odpocząć choć przez kilka godzin. Wyczerpani, rzuciliśmy się na łóżko, by dać wytchnąć naszym nogom. Mimo to, o świcie byliśmy już pod Białą Granią, by zdumieni nieoczekiwanym widokiem, przystanąć na moście. Traktem maszerował spory oddział wojska, kierując się ku bramie. Jeszcze chwila i zniknęli za murami miasta.

     - Co to? – spytała Lydia. – Dobrze widzę?

     - Cesarscy wkraczają do miasta – potwierdziłem. – Zdążyli!

     Spojrzeliśmy po sobie z błyskiem w oku. Może teraz Ulfric opamięta się i da miastu spokój?

     Przez cały dzień wszyscy w Smoczej Przystani byli strasznie zajęci. Nie tylko Proventus, ale też Balgruuf, Irileth i większość służby. Trzeba było jakoś rozlokować żołnierzy w mieście i uzgodnić sposób obrony. Przed oblicze jarla dopuszczono mnie dopiero wieczorem.

     - Wracasz z moim toporem – pokiwał głową. – Wiedziałem, że tak odpowie…

     Zabrał topór i podał go strażnikowi.

     - Gdy tylko cię pożegnałem, wysłałem wiadomość do generała Tuliusa, który był na tyle uprzejmy, by użyczyć nam oddział wojska i legata Cipiusa. Niech Ulfric spróbuje przebić się przez nasze połączone wojska…

     A potem spojrzał na mnie ciepło i dodał.

     - Odsyłam cię z powrotem do Legionu. Przydasz się bardziej Cipuisowi. Bogowie niech mają nas w opiece.

7 komentarzy:

  1. To jednak były fajne czasy . Teraz wysłałby jeden do drugiego maila, a nie przesyłał wiadomości w postaci topora. Wyszczerbioną koronę zakupiłby w jakimś sklepie internetowym ze starociami. W pewnym sensie wielce zubożało nasze życie przez postęp techniczny. A Ty byłbyś bardem- opowiadaczem, na którego przybycie czekali by niecierpliwie mieszkańcy osad. Nie wiem czy wiesz, ale do dziś w Turcji funkcjonuje taka osoba- to "opowiadacz", który opowiada starodawne dzieje Turcji. Nie wiem, czy wędruje z miasta do miasta, ale wiem, że jest miejsce w Stambule, w którym wieczorami zbierają się sami mężczyzni, a on snuje opowieści "jak drzewiej bywało". I oczywiście są to w większości opowieści o różnych bitwach, potyczkach i ich wynikach.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś zapewne nikomu by taka korona nie zaimponowała. No, chyba, że przedtem nosiłby ją jakiś Dżastin Bimber, czy ktoś tego rodzaju.

      Usuń
  2. Cieszę się, że Lidia i Wulf znów razem podróżują. :)
    I w sumie to faktycznie, mógłby teraz on do niej na służbę wstąpić. ;p
    Nie zazdroszczę im życia w "ciekawych czasach" (na pewno znasz to chińskie przekleństwo), ale zazdroszczę im tych długich wędrówek. Chyba jestem urodzoną ...eeeee.... Włóczykijką. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, jaka jest forma żeńska od "Włóczykij"? Może "Włóczygałąź"?

      Usuń
    2. Hahahahahahaha :D :D :D
      Włóczygałązka ;p

      Usuń
  3. Polubiłem jarla Balgruufa, szkoda, że czeka go straszny los.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też go lubię - między innymi dlatego przystąpiłem do Cesarskich. Jakoś nie mógłbym najechać Białej Grani i zniszczyć mu miasta. Za bardzo je kocha.

      Usuń