środa, 12 czerwca 2024

Rozdział XXIV – Kopiec Dusz

     Spojrzeliśmy po sobie.

     - Nadal nie rozumiem, co to za Kopiec Dusz – oznajmiłem.

- Cóż, jak też wiem o tym tylko tyle, ile powiedziała mi matka – odrzekła Serana. – Sama nigdy się tym nie zajmowałam. Ale matka opowiadała mi często o tym miejscu. Miała teorię na temat klejnotów dusz. Zużyte dusze nie znikają z nich ot tak… ale trafiają do Kopca Dusz. Przestudiowała to dokładnie, nie mam powodów, by jej nie wierzyć w tym względzie.

     Pokiwałem głową.

     - Ciekawe – mruknąłem. – Dlaczego obchodził ją los zużytych dusz?

     - Nie tyle ich los, co korzyści, jakie można z tego czerpać – westchnęła. – Musisz pamiętać, że wampiry mają nieco osłabioną wrażliwość na ludzką krzywdę.

     - Korzyści? – zainteresowałem się. – Jakie korzyści można z tego czerpać?

     Uśmiechnęła się smutno.

     - Ciebie raczej nie zainteresują – spojrzała na mnie, byłbym gotów się założyć, niemal z czułością. – Masz dobre serce, a to sprawy czarnej magii, nekromancji.

     Przeniosła wzrok na domniemany portal.

     - Cóż, Kopiec Dusz zamieszkują bardzo potężne istoty – kontynuowała. – Matka nazywała je Idealnymi Mistrzami. Nekromanci wysyłają im dusze, a w zamian otrzymują moce. Moja matka spędziła dużo czasu, by się z nimi skontaktować i odbyć bezpośrednią podróż do Kopca Dusz.

     Odniosłem wrażenie, że ostatnie słowa wypowiedziała z tęsknotą. Cóż, jakby nie patrzeć, Valerica była jej matką, jedyną bliską jej osobą.

     - Jeśli zdołała tam dotrzeć, znajdziemy ją – zapewniłem, w zasadzie tylko po to, by ją pocieszyć.

     Pokiwała głową i uśmiechnęła się lekko.

     - Ten krąg z pewnością jest portalem. – odezwała się zamyślona. – Mamy formułę, która pozwoli nam bezpiecznie dostać się do Kopca Dusz. Co ona zawierała? Kilka odłamków klejnotów dusz.

     - Widziałem tam całe naczynie pokruszonych klejnotów – wskazałem na stół pod ścianą. 

     - Dobrze zmielona mączka kostna… Z tym nie powinno być problemu. To powszechny składnik alchemiczny. W najgorszym razie zmiele się kość któregoś z tych szkieletów – wskazała na drzwi, którymi weszliśmy.

     - Sole pustki – przypomniałem.

     - Sole pustki – skinęła głową. – Dobrze oczyszczone. Miejmy nadzieję, że trochę jej zostało, bo nie znam zbyt dobrze procesu oczyszczania tych soli. Niestety, jest coś jeszcze…

     - Krew – mruknąłem, zagryzając wargę. – To może być problem.

     - Krew – skinęła głową i głęboko westchnęła. – Będziemy potrzebować również próbki jej krwi. Ale żeby ją zdobyć, musimy spotkać się z moją matką. Chyba, że upuściła sobie z żył i gdzieś tu ukryła jakąś fiolkę. Tylko że to nie miałoby sensu.

     - No tak – skinąłem głową. – Skoro to miało być zabezpieczenie, to raczej tego tutaj nie zostawiła. Chyba, że dobrze ukryte, ale nie sądzę.

     Milczeliśmy przez chwilę zawiedzeni, aż coś mi zaświtało.

     - Czekaj – uniosłem głowę. – Przecież w tobie płynie ta sama krew!

     Aż złapałem się za głowę.

     - To jest genialne! – uśmiechnąłem się z podziwem. – Nikt, nawet Harkon, który jest tylko jej mężem, nie ma tej samej krwi. Jedyną osobą, która może sporządzić miksturę jesteś ty! Rozumiesz? Przewidziała nawet to!

     Serana nie wyglądała na przekonaną.

     - Hmmm – mruknęła. – Wydaje się, że to dobry pomysł, ale czy to wystarczy?

     Zerknęła z obawą na portal.

     - Pomyłki w przypadku tych portali potrafią być makabryczne – aż się wzdrygnęła. – Słyszałam o jakimś magu, którego rozerwało na części, a inny…

     - Dobra – przerwałem jej. – Wiem, że trzeba z nimi postępować ostrożnie. Też studiowałem magię. Ale czy mamy inne wyjście?

     - Nie bardzo – przyznała mi rację.

     - Więc lepiej poszukajmy tych składników – odrzekłem. – Pełno tu wszystkiego, więc na pewno gdzieś tu są – zatoczyłem krąg ręką. – Trzeba je tylko znaleźć.

     Znów rozeszliśmy się po laboratorium. Słoiczek z rozdrobnionymi klejnotami dusz znalazłem szybko. Wyglądały jak grubo mielona sól, ale załamywały światło na błękitny kolor. Poza tym, Valerica lubiła porządek i wszystkie składniki miała oklejone etykietami i opisane. Trzymała je w szczelnych, laboratoryjnych naczyniach, zabezpieczone przed powietrzem, które mogło powodować zepsucie niektórych z nich.

     - Gdyby to należało do człowieka, pewnie nie byłoby tak łatwo – odezwałem się. – Człowiek rzadko myśli o tym, aby coś takiego pozostało po jego śmierci. Ale twoja matka zabezpieczyła to wszystko na całe wieki.

     - Bo też jej doświadczenia miały trwać całe wieki – roześmiała się Serana. – O, mam sole pustki! Jeszcze tylko mączka. Jeśli nie znajdziemy, to tu jest młynek… Ach, już niepotrzebny, mam!

     Podeszliśmy do naczynia.

     - Ile tego trzeba wsypać? – zapytałem. – Lady Valerica nie zdradziła tego.

     - Wsypiemy wszystko – wzruszyła ramionami Serana. – Skoro to jest sprzężone jakimś magicznym rezonansem, portal powinien pobrać z tego tylko tyle, ile potrzebuje. Tak to zwykle działa. Najpierw tutaj – wskazała na przygotowany słój. – Trzeba to dobrze wymieszać.

     Wsypaliśmy składniki do jednego słoja. Wymieszałem to, energicznie potrząsając, po czym wsypałem mieszaninę do srebrnego naczynia. Tymczasem Serana znikła na chwilę w jednym z zaułków laboratorium, by po chwili wrócić, z elfim sztyletem w dłoni. Wyglądała na lekko wystraszoną.

     - Czyli teraz wszystko zależy ode mnie – szepnęła. – Możemy zaczynać? Nie mam pewności, co to coś zrobi, kiedy dodam mojej krwi.

     - Mogę najpierw o coś zapytać? – odezwałem się, bowiem przyszła mi do głowy niespodziewana myśl.

     - Oczywiście – uśmiechnęła się. – O co chodzi?

- Co właściwie zrobimy, gdy znajdziemy twoją matkę? Jakby na to nie patrzeć, naszym celem jest walka z wampirami. Być może, przerodzi się to w otwartą walkę z twoim ojcem i resztą twego klanu. Może jej się to nie spodobać.

     - Zadawałam sobie to samo pytanie od czasu powrotu do zamku – przyznała niepewnym głosem. – Nie wiem. Ona… była tak pewna tego, co zrobiłyśmy mojemu ojcu, że nie umiałam zmusić się do myślenia inaczej. Nigdy nie myślałam o konsekwencjach.

     - Nie wiem, co ona sobie myślała…

     - Ani ja – przyznała. – Zawsze wydawała się taka szczęśliwa, pełna… o mało nie powiedziałam „życia”!

     - Życia – skinąłem głową. – Przecież na swój sposób żyjecie.

     - Tak było, dopóki nie usłyszeliśmy o proroctwie – mruknęła, opuszczając głowę. – Wtedy wszystko się zmieniło. Stała się inną osobą. Oboje się zmienili.

     Milczeliśmy przez chwilę.

     - Cóż – wzruszyłem ramionami. – Tak naprawdę nie dowiemy się niczego, dopóki jej nie odnajdziemy. Pomoże nam, albo nie, ale spróbować musimy. Więc głowa do góry i nie martwmy się na zapas. Kto wie, może czeka cię radosna chwila?

     - Tak – odrzekła dziwnym tonem. – Tak, masz rację.

     Odniosłem wrażenie, że chciała przekonać sama siebie.

     - Przepraszam… Po prostu, nie sądziłam, że kogoś będą obchodziły moje uczucia względem niej – rzuciła mi ukradkowe spojrzenie. – Dziękuję. A teraz – odetchnęła głęboko – czy możemy zaczynać?

     - Otwórzmy ten portal – skinąłem głową.

     Odruchowo wytarła ostrze o swą szatę, po czym przyłożyła klingę do dłoni.

     - W porządku. Uwaga – i zaciskając zęby lekko przejechała nim po skórze.

     Syknęła cicho z bólu, ale zaraz zacisnęła pięść i na jej delikatnej, bladej skórze pojawiła się ciemnoczerwona krew. Przeniosła dłoń nad naczynie. Musiała zaciąć się dość głęboko, bowiem krew pociekła ciurkiem i zasyczała w naczyniu, jakby spadła na gorącą blachę. Weszła w gwałtowną reakcję z pozostałymi składnikami, które rozżarzyły się i poczęły wydzielać, sam nie wiem, parę, albo dym. Ale nie patrzyliśmy w tamtą stronę, bowiem całą naszą uwagę przykuł portal, z którym również zaczęło się dziać coś niesamowitego. Spojenia kamieni, tworzących kręgi, rozjaśniały i zaszumiały, po czym zamieniły się w błękitne światło. Kamienie zaczęły drgać, by po chwili zmienić swą pozycję. Powoli, majestatycznie, wśród towarzyszącego szumu, wypłynęły z otworu, za którym ukazała się fioletowa mgła. Same kamienie natomiast stopniowo ułożyły się w schody, prowadzące z tarasu prosto do błyszczącego otworu.

     - Na krew moich przodków – szepnęła Serana. – Udało się.

     Zwróciła się do mnie z uśmiechem. Odpowiedziałem tym samym.

     - Naprawdę się udało! – zawołała z radością, bezwiednie łapiąc mnie za rękawicę. – Stworzyła portal do Kopca Dusz… Niesamowite!

Uruchomiony portal do Kopa Dusz

     Odwzajemniłem uścisk ręki. Odruchowo, bez żadnego wyrachowania. Trwał zresztą bardzo krótko, bowiem wampirzyca puściła moją rękę i zakręciła się z radości jak w tańcu. Zerknąłem w otwartą pod nami otchłań. W mgiełce majaczyły jakieś schody, prowadzące w dół, a nawet wydało mi się, że widzę jakieś ciemne zabudowania. Kopiec Dusz nie wydawał się miejscem nieprzyjaznym.

     Chwyciłem łuk, nałożyłem strzałę i skinąłem na swoją towarzyszkę.

     - Idziemy?

     Energicznie pokiwała głową. Ruszyłem przodem. Zrazu ostrożnie stawiałem kroki, ale szybko przekonałem się, że stopnie są solidne i twarde, dające pewne oparcie dla stóp. Szedłem w dół pewnym krokiem, aż dotarłem do mgły. Odważnie zanurzyłem się w niej, zanim zrozumiałem, że to był błąd.

     Nagły, rozsadzający ból w piersiach zatrzymał mnie w miejscu! Jednocześnie poczułem ból na całym ciele, jakby skóra zaczęła odchodzić mi od ciała. Chciałem zawołać, ale wydałem tylko zduszony jęk. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Łuk wysunął mi się z dłoni. Słyszałem jeszcze jak klekoce po schodach, zsuwając się w dół. Ostatnim przebłyskiem świadomości poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię i ciągnie w górę, a potem nie pamiętam już nic.

     Obudziłem się w laboratorium. Pierwszym widokiem była pochylona nade mną, blada twarz Serany i czerwona mgiełka między jej dłonią i moją piersią.

     - Wysysa ze mnie życie! – przemknęło mi przez myśl. – Jednak nie warto było jej ufać…

     Ale ta myśl trwała krótko, bowiem zrozumiałem, że Serana nie tylko nie próbuje pozbawić mnie życia, ale wręcz przeciwnie, ze wszystkich sił stara się je uratować. Czułem bowiem przypływ sił i dotarło do mnie, że czerwona mgiełka płynie z jej strony do mnie. I trochę mnie to nawet wzruszyło. Oddawała mi swoją energię życiową, choć ją samą musiało to osłabiać. Dlatego, skoro tylko potrafiłem poruszyć dłonią, dałem jej znać, aby przestała.

     - Nic ci nie jest? – pochyliła się nade mną z wyraźną troską. – To wyglądało boleśnie.

     Mój hełm odbił się w jej źrenicach, co sprawiło, że nabrały one niesamowitego wyrazu. W tej chwili wyglądała naprawdę pięknie.

     Potrząsnąłem głową i spróbowałem wstać, ale zakręciło mi się w głowie. Spróbowałem więc sięgnąć po fiolkę z uzdrawiającą miksturą, ale też nie dałem rady. Zrozumiała to bez słów. Chwyciła fiolkę, odkorkowała i przytknęła mi ja do ust. Wypiłem chciwie słodkawą miksturę i od razu poczułem się lepiej. Zdołałem nawet przywołać czar samouzdrawiania ze Szkoły Przywracania, po czym poczułem się na tyle silny, by wstać na nogi.

     - Owszem, było bolesne – sapnąłem. – Dziękuję, uratowałaś mnie.

     I spróbowałem się do niej uśmiechnąć. Ale jej spojrzenie nie rozjaśniło się, jakbym się tego spodziewał. Przeciwnie, stało się dziwnie zgaszone.

     - To moja wina – szepnęła. – W ogóle o tym nie pomyślałam…

     - O czym? – spytałem.

     Nie odpowiedziała od razu. Odetchnęła kilka razy, po czym podniosła na mnie przepraszające spojrzenie.

     - Teraz, gdy o tym myślę – zaczęła niepewnym głosem. – Powinnam była to przewidzieć! Przepraszam…

     - Co się stało?

     - Trudno to opisać… Kopiec Dusz jest… cóż… głodny, z braku lepszego słowa. Próbuje wyssać twoją esencję życiową, w ramach zapłaty. To stanie się z każdą żywą istotą, która spróbuje tam wejść.

     Głębokie westchnienie wyrwało się z mojej piersi.

     - Czyli nie mogę się tam dostać? – zerknąłem z obawą w dół. – Ech, szkoda takiego łuku…

     - Nie martw się, przyniosę ci go.

     Spojrzałem na nią uważnie.

     - Czyli ty możesz tam wejść?

     Skinęła głową.

     - Jestem wampirem – mruknęła. – Wampiry zaliczają się do nieumarłych, nie do żywych. Nie żyjemy w takim sensie jak ty. Prawdopodobnie mogę wejść tam bez żadnego problemu.

     - A tam – wskazałem głową portal. – Będzie ci grozić jakieś niebezpieczeństwo?

     - Pewnie cała masa – mruknęła. – To domena Otchłani, pełna dusz. Nie wszystkie są przyjazne.

     Sapnąłem niezadowolony. Mowy nie było o tym, że puszczę ją tam samą. Zacząłem nerwowo chodzić tam i z powrotem.

     - Musi być jakiś sposób! – jęknąłem. – Jakaś magia, która to umożliwi!

     Serana podeszła do kamiennych schodów i usiadła na jednym ze stopni, z pochyloną głową.

     - Jest – mruknęła. – Ale raczej ci się nie spodoba.

     Powoli skierowałem wzrok prosto na nią. Nie musiała nic mówić. Zrozumiałem, o co jej chodzi.

     - Sugerujesz, że muszę stać się wampirem?

     Jak wicher, przez głowę przeleciały mi wszystkie ostrzeżenia Lydii i Israna. „Ona chce cię dla siebie!” – szeptała moja żona. – „Zmieni cię w wampira!”. „Nie ufaj jej!” – ostrzegał mnie Isran. – „Pamiętaj, że to mistrzyni manipulacji!”.

     Zadrżałem. Czyżby oni mieli rację? Czy ona ułożyła to od samego początku? Czy wszystko to służyło tylko temu, aby mnie zniewolić? Kilka oddechów rozjaśniło mój umysł. Nie… Niemożliwe! Za dużo tu było nieprzewidywalnych zbiegów okoliczności. Niemożliwe, żeby to zaplanowała!

     A jednak wiedziałem, że tej granicy przekroczyć mi nie wolno. Nie zgodzę się na przemianę. Serana zresztą chyba nawet na to nie liczyła.

     - Zgaduję, że to nie jest twój pierwszy wybór – odezwała się z ironią.

     Pokręciła głową. Sytuacja stawała się beznadziejna.

     - Nie ma innego sposobu?

     Wzruszyła ramionami.

     - Możliwe, że jest, ale ryzykowny.

     Gestem zachęciłem ją, by mówiła dalej.

     - Kopiec Dusz żąda zapłaty… Czegoś w rodzaju myta. To żąda duszy, więc trzeba dać mu duszę. Twoją – podniosła na mnie wzrok, tylko po to, żeby z westchnieniem znów opuścić głowę.

     - Nie rozumiem – potrząsnąłem głową. – Przecież oddanie duszy to śmierć!

     - Całej – odparła. – Tak, oddanie całej duszy to śmierć. Ale można oddać jej cząstkę.

     Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Jej twarz wciąż pozostawała smutna i zadumana.

     - Matka nauczyła mnie paru sztuczek – odezwała się niepewnym głosem. – Potrafiłabym częściowo spętać twoją duszę i zaoferować klejnot Idealnym Mistrzom – ruchem głowy wskazała na portal. – Może to wystarczy, żeby ich zadowolić. Powinno… Rzecz w tym, że to cię osłabi. Nie potrafię powiedzieć, w jakim stopniu. Przynajmniej w czasie podróży do środka. Gdy będziemy już w Kopcu Dusz, może będę mogła coś na to zaradzić. Może…

     - Zaradzić?

     - Prawdopodobnie, jeśli użyjesz strąka dusz, siły ci wrócą.

     - Czego?

     Uśmiechnęła się.

     - Pokażę ci w środku. Jeśli się na to zdecydujesz.

     Wetchnąłem cicho.

     - Nie mam innych możliwości?

     Pokręciła głową.

     - Przykro mi – szepnęła. – Chciałabym znać inny sposób. Jakiś łatwiejszy dla ciebie.

     Podniosła na mnie oczy.

     - Wiedz tylko, że niezależnie od tego, jaką wybierzesz ścieżkę, nie przestanę o tobie dobrze myśleć.

     Zdumiało mnie to wyznanie. Chociaż, czy powinno? Ja też zauważyłem, że ona robi mi się coraz bardziej bliska.

     - Niektóre rzeczy po prostu trzeba zrobić – szepnęła zamyślona. – Wiem to lepiej niż ktokolwiek inny.

     - Na pewno, to wiem tylko dwie rzeczy – mruknąłem. – Po pierwsze, samej cię tam nie puszczę.

     - Sama nie dałabym sobie rady – odrzekła.

     - Po drugie – ciągnąłem – na pewno nie zgodzę się na przemianę w wampira.

     Spojrzała na mnie z zainteresowaniem.

     - A to znaczy, że istnieje tylko jedna możliwość. Musisz uwięzić moją duszę.

     Pokiwała głową, ale jakoś bez entuzjazmu.

     - Cząstkę duszy – poprawiła. – Mogę to zrobić, ale musisz być pewien, że tego chcesz.

     Wzruszyłem ramionami.

     - Przecież wiesz, że nie chcę – burknąłem. – Ale nie widzę innego wyjścia. Jak to się odbędzie?

     - Sam rytuał jest krótki i nieskomplikowany – odrzekła. – Zwykłe rzucenie czaru. Zachowasz cielesną powłokę, ale w Kopcu Dusz będzie słabsza. Będziesz musiał bardziej uważać.

     - Więc zrób to szybko – westchnąłem. – I żeby za bardzo nie bolało.

     Uśmiechnęła się smutno. Tyle zauważyłem, zanim zamknąłem oczy. Wolałem nie patrzeć na to, co miało się stać, choć co się stanie, nie miałem pojęcia.

     - To dla ciebie niełatwe – dobiegł mnie jeszcze jej szept. – Wiem. Mam nadzieję, że mi ufasz. Nigdy by mi przez myśl nie przeszło, żeby cię skrzywdzić.

     - Po prostu się z tym uporajmy – westchnąłem, nie otwierając oczu.

     - Jak sobie życzysz. Postaram się, żeby ból był jak najmniejszy. Nie ruszaj się.

     Spodziewałem się czegoś spektakularnego, nagłego, jakiegoś szarpnięcia, jakiegoś przejmującego bólu, czy czegoś w tym rodzaju. Ale nic takiego nie nastąpiło. Po prostu, w pewnej chwili poczułem lekki ból głowy i ogarnęło mnie znużenie, niczym nie różniące się od normalnego zmęczenia.

     - To już? – odważyłem się spytać.

     - Już – potwierdziła. – Jak się czujesz?

     - Zwyczajnie – odpowiedziałem. – Trochę zmęczony, ale po takiej drodze to nawet normalne.

     - Chodźmy zatem – zaproponowała. – Moja matka musi czekać po drugiej stronie tego czegoś.

     Tym razem odbyło się bez bólu. Ostrożnie zanurzyłem się w mgłę, ale nic się nie stało. Czar Serany musiał zadziałać. Zacząłem schodzić po kamiennych schodach, aż znalazłem się w dziwnej krainie. Przyjrzałem się jej jeszcze ze schodów, czując dotyk Serany, która zaskoczona moim nagłym zatrzymaniem się, oparła mi się o plecy.

     

Kopiec Dusz - widok ze schodów

Trudno opisać to miejsce. Cała spowita była mgiełką o barwie fiołka. Ciemny, skalisto-piaszczysty grunt, gdzieniegdzie niewysokie, kamienne budowle i z rzadka sterczące bezlistne, jakby martwe drzewa. W kilku miejscach rosła rzadka trawa, pomieszana z jakimiś porostami, czy mchem, 

     - Powietrze, ziemia – usłyszałem za plecami głos mojej towarzyszki. – Ech, wszystko jest takie niewłaściwe. To straszne, że martwi kończą tu na wieczność. Jakby nadal musieli cierpieć.

     Zeszliśmy niżej i stanęliśmy na twardym gruncie. Przede wszystkim, z ulgą odnalazłem i podniosłem swój łuk, który zsunął się na sam dół schodów. Jednocześnie moją uwagę przykuło coś innego. Opodal ujrzałem bowiem coś jasnego. Czyżby to był duch? Podszedłem ostrożnie w tamtą stronę. Tak, był to duch człowieka. Wojownik w zbroi, wyglądający jakby zbudowano go z jasnoniebieskiego światła. Spojrzał na mnie bez większego zainteresowania.

     - Śmierć jest ledwie drzwiami – odezwał się, nie wiadomo czy do mnie, czy do siebie. – A czas oknem… Wrócę tu…

     Po czym odwrócił głowę i stracił całe zainteresowanie.

     Podszedłem do najbliższego drzewa i dotknąłem go. To naprawdę było drzewo! Ale suche i martwe. Cienka gałązka prysnęła mi w palcach jak wykałaczka.

     - Tu wszystko jest martwe – szepnęła Serana. – Nawet drzewa. Spójrz tylko. Nie wyobrażam sobie, by ktoś chciał przychodzić tu dobrowolnie. Moja matka musiała być przerażona…

     Zerknąłem w stronę najbliższej budowli. Stąd, w niezbyt jasnym świetle, wyglądał jak nieduża kamienica, jednak gdy podeszliśmy zupełnie blisko, okazało się, że to coś zupełnie innego. Co? Nie mieliśmy pojęcia.

     - Grobowiec? – szepnęła Serana.

     Istotnie, grube, kamienne ściany, kamienny strop i niewielka, otwarta komnata wewnątrz nasuwały takie skojarzenie. Jednak gdy wszedłem do środka, zdumiony byłem zastaną tu pustką. Gołe ściany – i nic więcej. Zupełnie, jakby budynek też był martwy.

     Skierowałem się do kolejnego, nieco większego obiektu, z tarasem przed wejściem.

     - Nie zatrzymujmy się – zaprotestowała Serana proszącym tonem. – Powinniśmy jak najszybciej odnaleźć moją matkę i opuścić to miejsce.

     - A jak myślisz, gdzie ją znajdziemy? – spytałem przekornie. – W szczerym polu, czy może raczej w którymś z tych budynków? Ja na jej miejscu zająłbym któryś z nich. Nie wiem, co to daje w tym miejscu, ale zawsze to jakieś cztery ściany.

     - Zawsze jakieś schronienie – skinęła głową. – Masz rację, ja bym tak postąpiła na jej miejscu.

     Po czym zgodnie wspięliśmy się na schody.

     - A ty tu skąd? – zawołała nagle moja towarzyszka, przywołując czar Magii Zniszczenia.

     Zanim zdążyłem zauważyć powstający z posadzki szkielet, Serana już rozbiła go Lodowym Kolcem. Niestety, nie był to jedyny strażnik tego miejsca. Pod ścianą drugi szkielet zaczął – jak mi się wydawało – wyłaniać się spod posadzki. Strzeliłem, ale to nie wystarczyło. Byłem zdumiony, gdy uzmysłowiłem sobie, jak niewiele żywotności odbierają tutejszym nieumarłym moje strzały. Musiałem posłać aż trzy, choć zwykle w zupełności wystarczała jedna.

     - Dobrze, że jesteś ze mną – odezwałem się. – Twoja magia jest tu skuteczniejsza niż moje strzały. 

     Obeszliśmy budynek, ale znaleźliśmy w nim tylko kamienny pojemnik, zbyt mały na sarkofag, wypełniony jakimiś ziołami. Gdy wychodziliśmy, natknęliśmy się na kolejnego ducha. Tym razem była to kobieta w lekkiej zbroi. Na nasz widok leniwie skinęła głową, ale nie okazała nami większego zainteresowania.

     - Dam ci radę – mruknęła. – Nigdy nie wykręcaj się od umowy z Idealnymi Mistrzami. Nie przepadają za tym…

     Ruszyliśmy dalej. Im dalej szliśmy, tym bardziej przygnębiało nas to miejsce. Monotonne i przerażająco spokojne, jakby nigdy nic nie miało się tu już wydarzyć. Szliśmy na oślep, bowiem nie wiedzieliśmy, dokąd powinniśmy się skierować. Duchy, których napotykaliśmy coraz więcej, nie udzielały żadnych przydatnych informacji i wydawały się nami w ogóle nie zainteresowane. Szliśmy w kierunku ciemnej smugi na horyzoncie, która po pewnym czasie okazała się być długim i szerokim murem. W międzyczasie, Serana zerwała coś, co przypominało grzyb.

     - Zjedz to – poleciła.

     Spojrzałem na nią zdumiony.

     - Śmiało – zachęciła mnie. – Nie bój się, nie zaszkodzi. Przeciwnie.

     - Co to jest?

     - Strąk duszy. Doda ci sił.

     Spojrzałem nieufnie na dziwny twór. Lejkowaty kształt w dotyku przypominał nieco gąbkę, albo raczej grzyb. Spróbowałem – nie miał smaku. Ale już pierwszy kęs sprawił, że poczułem się silniejszy. Serana również schrupała kilka z nich.

     - Rzeczywiście, wzmacnia – przytaknąłem, zjadając go do końca.

     - Idźmy dalej – szepnęła. – Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.

Jedna z budowli w Kopcu Dusz

     Doszliśmy do muru. Jeden jego koniec stanowił obszerny budynek. Weszliśmy do środka, ale znów skończyło się jedynie na walce z nieumarłymi. Tym razem szkieletom towarzyszył jakiś ciemny, niewyraźny kształt, jakby zbudowany z czarnego dymu. Gdy rozprawiliśmy się z nimi, znów musiałem zjeść ów dziwny twór, zwany strąkiem dusz.

     Jak już nadmieniłem, nie tylko nie miało to smaku, ale też nie syciło w sensie fizycznym. Nie czułem, żebym zapełniał sobie czymkolwiek żołądek. Ot, zupełnie jakbym połknął powietrze. To chyba również było bezcielesne… 

     Drugie wyjście z budynku prowadziło na niewielkie podwórko. Puste. Chcąc nie chcąc, musieliśmy zawrócić.

Kopiec Dusz - kamienny mur

     Ruszyliśmy wzdłuż muru. Po drodze napotkaliśmy kilka duchów. Jeden z nich zachowywał się dziwnie. Głośno rozpaczał. Na tyle głośno, że nie potrafiłem przejść obojętnie. Zagadnąłem go, pytając, co się stało.

     - Musisz mi pomóc odnaleźć Arvaka! – zawołał. Nie zasłużył na to, by skończyć w takim miejscu!

     - Uspokój się – podniosłem ręce. – Porozmawiajmy. Kim jest Arvak? To twój przyjaciel?

     - Arvak, mój koń! – jęknął duch. – Razem przybyliśmy do tego koszmarnego miejsca. Zaatakowały nas potwory, więc nakazałem mu uciekać.

     Spojrzał na mnie błagalnym tonem.

     - Proszę, to takie wierne zwierzę, a ucieka już tak długo! Muszę go ocalić!

     - Jak mogę ci pomóc? – spytałem.

     Ale on, zamiast odpowiedzi, zaczął rwać sobie włosy z głowy.

     - Arvak! Arvak, gdzie jesteś? Arvak, proszę cię, wróć! Wróć do mnie!

     Obiecałem mu, że gdy go napotkam, przyprowadzę go do niego, po czym poszliśmy dalej.

     - Naprawdę masz zamiar szukać teraz jakiegoś konia? – prychnęła Serana.

     - Nie – odparłem cicho. – I tak nie wiem, gdzie go szukać. Ale nie mogłem zostawić go tak zupełnie pozbawionego nadziei.

     Pokiwała głową ze zrozumieniem.

     - Tam chyba jest przejście w murze – wskazała miejsce przed nami. – Ciekawe, co znajdziemy poza nim…

 

4 komentarze:

  1. Uch, niebezpiecznie... Mam nadzieję, że tam duzo rosnie tych straków duszy i że nie maja żadnych skutków ubocznych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rośnie ich sporo. Dodatkowo są jeszcze tzw. Szczeliny Dusz, gdzie tez można się nasycić, ale sam nie wiem, jak to działa.

      Usuń
  2. Zupełnie mało miła ta wycieczka. Ciekawe czy my też tak kiedyś, gdy opuścimy ten padół płaczu będziemy tak wędrować?
    anabell

    OdpowiedzUsuń