czwartek, 12 maja 2016

Rozdział XXX - Thalmorskie dossier

     Znaleźliśmy się w ciasnej, naturalnej jaskini, w jednym kierunku rozciągającej się w ciasny korytarz.

     - Jak wpadłeś? – spytałem Malborna.

     - Przez własną głupotę – westchnął. – Wracając, wziąłem ze sobą dwie butelki brandy.

     - Widziałem – skinąłem głową. – Pochwały godna przewidywalność.

     - Tylko że na ladzie stało ich już chyba z dziesięć – mruknął z goryczą. – Myślałem, że nikt nie zwróci uwagi, ale uwierz mi, thalmorscy żołnierze są bystrzy – pokręcił głową, po czym dodał. – Elenven w pewnym momencie przypomniała sobie o tobie i zaczęła cię szukać. A gdy nie znalazła, strażnik przypomniał sobie o tym i wydało mu się to dziwne. Przyparli mnie do muru. Powiedziałem, że nic o tobie nie wiem, ale Elenven mruknęła tylko „To się okaże” i kazała wtrącić mnie do więzienia. No, a jak żołnierz, co mnie prowadził, odkrył twoje dzieło na dziedzińcu, to już było jasne, że się nie wykręcę. Zawołał drugiego i razem zeszli do lochu. Resztę znasz.

     Pokiwałem głową. Nie wszystko zawsze się udaje.

     - Ale przynajmniej zdobyłem to co chciałem – pocieszyłem go. – Nie poszło to na marne.

     Ruszyliśmy wzdłuż korytarza, który nagle rozszerzył się w obszerną, dwupoziomową grotę. Staliśmy na górze, niby na balkonie, a pod nami otwierała się płytka przepaść, mniej więcej na trzy wysokości człowieka. W nozdrza uderzył mnie zapach jakiegoś zwierzęcia.

     - Troll – Etienne chwycił mnie za ramię. – Śnieżny!

     Zakląłem szpetnie i wbiłem wzrok w cienie, majaczące przed nami. Istotnie, pod nami siedział śnieżny troll, wpatrując się w nas łakomym wzrokiem. Widziałem go wyraźnie, pomimo ciemności. Siedział spokojnie, jakby spodziewał się poczęstunku. Wszystko stało się jasne. Zwłoki po prostu rzucano trollowi na pożarcie. Niezłą znalazł sobie stołówkę!
No dobrze, ale jak tu teraz przejść?

     - Zawdzięczam ci życie – szepnął Etienne. – Należy teraz do ciebie. Teraz mogę spłacić dług. Zabij mnie i zrzuć na dół. On zajmie się mną, a wy uciekniecie. Tylko błagam, najpierw mnie zabij. Nie rzucaj mnie żywcem na pożarcie!

     - Absurd – mruknął Malborn. – To po co było cię ratować?

     - Nikt więcej nie zginie – odrzekłem stanowczo. – No, chyba że on – wskazałem na trolla.

     Zdjąłem łuk z pleców.

     - Umiesz strzelać? – spytałem Malborna.

     Spojrzał na mnie jak na idiotę.

     - Pytasz o to Bosmera?

     Wyczułem wyrzut w jego głosie. Bez słowa wziął ode mnie łuk i strzały. Zarzucił kołczan na plecy i umieścił strzałę na cięciwie. Ja zaś skupiłem się i przywołałem zaklęcie płomieni. Jeśli to prawda, że śnieżne trolle są wrażliwe na ogień, powinno się udać.

     Strzeliliśmy jednocześnie. Malborn strzałą, zatrutą śnieżnym jadem, ja jęzorem ognia. Rozległ się głośny ryk, zwielokrotniony przez echo. Troll wściekle podskakiwał, próbując nas dopaść, ale było za wysoko nawet dla niego. Płonął żywcem, jednocześnie będąc szpikowany strzałami. Zauważyłem, że płomienie mocno osłabiały jego zdolność regeneracji. W dodatku Malborn okazał się być świetnym strzelcem i już na początku oślepił potwora, strzelając w oczy. Nie zdążyła mi się skończyć mana, gdy troll legł, aby już więcej się nie podnieść.

     Zeskoczyliśmy na dół. Jaskinia nie była duża, za to wystrój miała więcej niż makabryczny. Walały się tam starannie obgryzione ludzkie kości, których nikt nie sprzątał. Cóż, trudno wymagać od trolla, żeby biegał z miotłą… Pod ścianą leżało nie ruszone jeszcze ciało jakiegoś maga, co poznałem po długiej, czarnej, rytualnej szacie.

     - Dunmer – mruknął Malborn. – Musiał być nieprzytomny, że się nie obronił.

     - Był martwy – odparł Etienne. – Widziałem, jak go wynosili.

     Na szczęście jaskinia miała wyjście. Ciasne wprawdzie, ale bez trudu kolejno się przez nie przecisnęliśmy. Etienne uścisnął nam dłonie. W prostych słowach podziękował za uratowanie życia i wolność, po czym puścił się biegiem po ośnieżonej ścieżce, chcąc znaleźć się jak najdalej od złowrogiej ambasady.

     Spojrzałem na Malborna. Było ciemno, ale śnieg rozjaśniał nieco mrok nocy i widziałem wyraźnie jego sylwetkę.

     - Dokąd teraz pójdziesz? – spytałem.

     Wzruszył ramionami.

     - Nie wiem – odparł. – Nie miałem czasu na opracowanie planu. W każdym razie, jak najdalej od Samotni. Chociaż, czy to mnie uratuje… Thalmor ma długie łapy.

     - Może do Białej Grani? – podsunąłem. – Balgruuf nie wpuszcza agentów Thalmoru do miasta.

     - Tak mu się tylko zdaje – westchnął Malborn. – Agenci Thalmoru są wszędzie, tylko nie zawsze na takich wyglądają. To może być każdy. Kupiec, od którego kupujesz chleb, strażnik, który pełni wartę w mieście, sprzątaczka, zamiatająca siedzibę jarla… Każdy! Czasem przez chciwość, a czasem… No cóż, każdy ma coś lub kogoś, kogo obawia się stracić. Chyba najprędzej ukryję się w Wichrowym Tronie. Tam przynajmniej mogę liczyć na pomoc miejscowych.

     - Przygotuj się na pogardę i poszturchiwanie – mruknąłem. – Wichrowy Tron to miasto Nordów i tylko Nordów. Elfy żyją tam w slumsach. Nawet Altmerowie!

     - Ale żyją – prychnął. – Może nie powinienem pytać, ale możesz mi wyjaśnić, co tu właściwie się stało? Brałem udział w misji, a nawet nie znam jej celu.

     Spojrzałem na niego zadumanym wzrokiem.

     - Wiesz niewiele mniej ode mnie – westchnąłem. – Chodzi o smoki. Próbujemy dowiedzieć się, co się stało, że powróciły i… zapobiec temu. Przynajmniej spróbować.

     Pokiwał głową.

     - Mam nadzieję, że było warto – odparł. – Może się jeszcze kiedyś spotkamy.

     Uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym elf, oddalił się i już po chwili zniknął w mroku, za ośnieżonymi krzewami. A ja przez chwilę stałem nieruchomo, zastanawiając się nad dalszym krokiem.

     Musiałem zobaczyć się z Delphine i Lydią. Elfia zbroja nie była najlepszym ubiorem do niepostrzeżonego wślizgnięcia się do miasta, ale nie miałem niczego innego, bowiem stroju na przyjęcie pozbyłem się w połowie misji. Ruszyłem na trakt, mając nadzieję, że zaprowadzi mnie do Samotni. 

     Po prawej ręce wciąż miałem skały, a po lewej las. Trakt okrążał górę dookoła. Po pewnym czasie poczułem zapach morza. A gdy w oddali ujrzałem światło latarni, wiedziałem już, że idę dobrze. Wkrótce dotarłem do przejścia w baszcie. Rozpocząłem wspinaczkę.

     Wychodząc z przejścia pod basztą, starałem się nie wyglądać na kogoś, kto ma nieczyste sumienie. Strażnik przyglądał mi się uważnie, ale mnie nie zaczepił. Szedłem normalnym krokiem w stronę gospody. Ogień był już wygaszony, a przy stolikach pusto. Cicho podszedłem do pokoju Lydii i zapukałem. Otworzyła niemal od razu. Ze zdziwieniem spostrzegłem, że była ubrana, zdjęła tylko zbroję.

     - Jesteś! – odetchnęła z ulgą. – Udało się?

     - Połowicznie – odparłem, wchodząc i zamykając drzwi. – Mam dokumenty, ale narobiłem sporo zamieszania. Lepiej się stąd wynośmy, zanim skarga dotrze do jarl Elisif, albo do Tuliusa. Gdzie Delphine?

     - Wieczorem pojechała wozem do Rzecznej Puszczy. Tu było niebezpiecznie. Zabrała twoje rzeczy. Mam ci przekazać, że tam się spotkamy. Przy okazji odbierzesz swoje manele.

     Chwyciła zbroję i zaczęła ją na siebie nakładać. Pomogłem jej, po czym chwyciłem jej plecak i cicho wyszliśmy z pokoju. Samotnię opuściliśmy nie zauważeni przez nikogo, wyjściem pod basztą, korzystając z okazji, że strażnik na chwilę opuścił posterunek. Udaliśmy się traktem na zachód, w kierunku Smoczymostu, ale w pewnym momencie Lydia zaproponowała, żebyśmy zmienili kierunek i udali się do świątyni Meridii.

     - Tam trochę odpoczniesz – powiedziała. – Ledwo trzymasz się na nogach.

     To była prawda – goniłem resztką sił. Rada wydawała się dobra. Wprawdzie doszedłbym bez trudu do Smoczymostu, ale tam byli ludzie. Ktoś, kto podróżuje nocą, a w dzień śpi, może się wydać podejrzany. Tymczasem na górze Kilkret nie było nikogo i nikt nie będzie zadawał niepotrzebnych pytań.

     W świątyni niewiele się zmieniło od czasu naszej ostatniej wizyty. Nadal panował w niej nieład. Było jednak sucho i ciepło. Oczy same mi się zamykały. Lydia też nie spała całą noc, czekając na mój powrót. Umościliśmy sobie legowisko z suchych liści, których wokół świątyni było pełno. Na tym niezbyt wygodnym posłaniu zasnąłem jak kamień, choć przez cały czas dręczyły mnie duszne sny. Widziałem w nich Elenven, która z satysfakcją dokonywała mojego aresztowania. Widziałem torturowanych Malborna, Lydię i Delphine. Widziałem magów, którzy razili mnie błyskawicami. Obudziłem się zmęczony i rozbity. Ciało nieco wypoczęło, umysł nie. Lydia też wyglądała niewyraźnie, jednak gdy wyjrzawszy na zewnątrz, oznajmiła, że już po południu, zerwałem się z niewygodnego posłania i wyszedłem. Przespaliśmy prawie cały dzień!

     Byliśmy głodni, ale nie mieliśmy nic do jedzenia. Na polowanie nie było czasu. Jeszcze dziś musieliśmy dojść co najmniej do Rorikstead, a słońce już zaczynało się obniżać.

     Szliśmy szybkim marszem. Nic nas po drodze nie napadło, nikogo nie spotkaliśmy. W Smoczymoście kupiliśmy trochę prowiantu i ruszyliśmy dalej. Słońce czerwieniło się już, gdy mijaliśmy Wąwóz Rabusiów. Było już ciemno, gdy doszliśmy do Rorikstead i znaleźliśmy się w gospodzie. Zamówiliśmy po misce zupy i dużym steku z jelenia, po czym udaliśmy się do studni, by się umyć. Wiedzieliśmy, że gdy zjemy, żadne z nas nie będzie miało już na to sił.

Rorikstead


     Kolacja smakowała nam jak nigdy. Zaspokoiwszy głód, wyciągnąłem nogi przed siebie i wyciągnąłem zabrane z ambasady dokumenty.

     - Delphine ma tam założoną teczkę – oznajmiłem. – Boją się jej. Zaczynam ją lubić coraz bardziej. Ciekawe, ile o niej wiedzą.

     Lydia usiadła obok mnie. 

     - Może zanim zaczniemy, opowiesz mi, co się wydarzyło w ambasadzie?

     Roześmiałem się. No tak, ona przecież jeszcze niczego nie wie! I tak długo wytrzymała z zdawaniem pytań. Opowiedziałem jej wszystko ze szczegółami. Nie przerwała ani razu. Dopiero, gdy skończyłem, zapytała.

     - Odnajdziesz tę jaskinię?

     - Chyba tak – odparłem. – Było ciemno, ale wiem mniej więcej, gdzie się znajdowała. Zresztą, zawsze można przeszukać tamtą okolicę. Ile może być tam jaskiń? Tylko po co?

     Wzruszyła ramionami.

     - Nie wiem – odparła. – Ale dobrze wiedzieć, że ambasada ma drugie wyjście. Albo wejście…

     Otworzyłem teczkę i oboje zaczęliśmy czytać.


     Thalmorskie dossier – Delphine – głosił tytuł.

     Stan: aktywna (pojmać lub zabić), wysoki priorytet, przyzwolenie emisariusza.

     - Nieźle – stwierdziłem. – Ani trochę nie przesadzała, twierdząc, że ma z nimi na pieńku.

     Opis: kobieta, Bretonka, około 50 lat.

     - Pięćdziesięciu? – Lydia ze zdziwieniem pochyliła się nad dokumentem.

     Sam byłem zdziwiony. Nie dałbym jej nawet czterdziestu.

     - Muszę się dowiedzieć, jak ona to robi – oznajmiła Lydia. – Jeśli dożyję jej wieku, chciałabym wyglądać tak dobrze jak ona.

     Historia:

     Delphine w trakcie Pierwszej Wojny stanowiła cel wysokiej wagi, ze względów operacyjnych i politycznych. Była bezpośrednio zamieszana w kilka najbardziej druzgocących operacji, przeprowadzonych przez Ostrza na terenach Dominium. Została zidentyfikowana i przeznaczona do wstępnej czystki, lecz niestety odwołano ją do Cyrodiil przed samym wybuchem aktów wrogości.

     Podczas wojny uniknęła trzech zamachów na swoje życie, w jednym przypadku zabijając całą drużynę zbójców.

     Aż mnie zatchnęło. Lydia zaś aż się roześmiała.

     - Dobrze, że jesteśmy po jednej stronie – stwierdziła.

     Od tamtej pory – czytałem dalej – mamy jedynie pośrednie dowody jej poczynań, jako że wykazuje się wyjątkową czujnością wobec naszych działań wywiadowczych. Należy ją uważać za bardzo niebezpieczną i powstrzymać się od wszelkich działań bez wsparcia przytłaczających sił i skrupulatnych przygotowań.

     Uwagi:

     Uważa się, że Delphine wciąż działa na naszą szkodę na terytorium Skyrim, aczkolwiek nie znamy miejsca jej aktualnego pobytu. Zakładamy, że pracuje sama, jako że nie wiemy o innych aktywnych Ostrzach w tym rejonie, a ona sama dla własnego bezpieczeństwa unikała w przeszłości kontaktu z innymi zbiegłymi Ostrzami (to jeden z powodów, dla których do tej pory unika prób likwidacji). Samo jej istnienie jest dla nas obrazą. Wszelkie informacje na temat miejsca jej pobytu lub działalności mają być natychmiast przekazywane Trzeciemu Emisariuszowi.


     Westchnąłem przeciągle. Delphine miała rację. Thalmor ją tropił i tylko dzięki swojemu sprytowi udawało jej się uniknąć schwytania. Teraz inaczej spojrzałem na jej poczynania. Historia z rogiem Jurgena Wiatrowładnego przestała mnie dziwić.

     - To dobre wiadomości – odezwała się Lydia. – Świadczą o tym, że właściwie nic o niej nie wiedzą.

     - Nie wiedzą, gdzie jej szukać – przytaknąłem. – Martwi mnie tylko ten „wysoki priorytet”. To może znaczyć, ze za jej wskazanie przewidziano nagrodę i to pewnie wysoką. W większej grupie ludzi zawsze znajdzie się jakaś chciwa menda, bez zasad.

     - Ile może być w Skyrim Bretonek w jej wieku? – spytała Lydia.

     - Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Pewnie sporo.

    - Czyli szukają igły w stogu siana – skwitowała. – Wiedzą, że jest Bretonką, wiedzą, że ma pięćdziesiąt lat i właściwie nic poza tym. A jakbyś się zachował, gdybyś ujrzał taki list gończy?

     - No, jak? – spojrzałem na nią pytająco.

     - Bo ja bym stwierdziła, że ona na pewno tyle nie ma i musi chodzić o kogoś innego.

     Pokiwałem głową.

     - Co racja, to racja…

     - A te inne teczki? – wskazała na pozostałe.

     - Też dossier – odparłem. – To teczka Esberna. Nie wiem, kto to, ale go szukają. A to dossier Ulfrica.

     - Gromowładnego? – spytała, unosząc brwi.

     - Gromowładnego – potwierdziłem. – Widać, mają teczki wszystkich swoich największych wrogów.

     Pobębniłem trochę palcami po skórzanej oprawie, po czym ją otworzyłem.

     - Nie biorę udziału w tej wojnie – oświadczyłem. – Ale jeśli Ulfrikowi grozi niebezpieczeństwo ze strony Thalmoru, to go ostrzegę. To mój obowiązek.

     - Wtedy weźmiesz udział w wojnie – odparła Lydia z powątpiewaniem. – Pomożesz jednej stronie.

   - Nie do końca – pokręciłem głową. – Tak samo ostrzegłbym Tuliusa. To wojna między Gromowładnymi i Cesarstwem. Trzecia strona nam niepotrzebna.

     - Może i racja – mruknęła, pochylając się nad dokumentem. – Awansowaliśmy właśnie na wywiadowców. Studiujemy tajne dokumenty, tylko nie wiemy, dla kogo pracujemy.

     Roześmialiśmy się oboje, po czym wspólnie oddaliśmy się lekturze.


     Thalmorskie dossier – Ulfric Gromowładny

     Stan: działacz (niewspółpracujący), uśpiony, przyzwolenie emisariusza
Opis: jarl Wichrowego Tronu, przywódca rebelii Gromowładnych, weteran Cesarskiego Legionu.
Historia: Zwróciliśmy uwagę na Ulfrica podczas Pierwszej Wojny z Cesarstwem, kiedy został pojmany w trakcie kampanii przeciwko Wieży z Bieli i Złota. W wyniku przesłuchania poznaliśmy jego potencjalną wartość (syn jarla Wichrowego Tronu) i przydzieliliśmy go śledczemu, obecnej Pierwszej Emisariuszce Elenven. Utwierdziliśmy go w przekonaniu, iż udzielona przezeń informacje były nieodzowne do zdobycia Cesarskiego Miasta (tak naprawdę padło zanim go złapaliśmy), a następnie puściliśmy wolno. Po wojnie wznowiliśmy kontakt i przekonaliśmy się o wartości Ulfrica. Tak zwany Incydent Markarcki okazał się szczególnie przydatny z punktu widzenia naszych celów strategicznych w Skyrim, mimo że w jego wyniku łączność z Ulfrikiem uległa niemal całkowitemu zerwaniu.

     Uwagi: Bezpośredni kontakt jest możliwy (w krytycznej sytuacji), aczkolwiek działacz powinien pozostać uśpiony. Dopóki wojna domowa nie przybierze ostatecznego kształtu, nie powinniśmy się mieszać. Incydent w Helgen to przykład koniecznego wyjątku. Oczywiste jest, że śmierć Ulfrica drastycznie zwiększyłaby szanse Cesarstwa na zwycięstwo i zaszkodziła naszym wpływom w Skyrim.

     UWAGA: Przypadkowe pojawienie się smoka w Helgen wciąż nie zostało wyjaśnione. Najwyraźniej osoba, stojąca za powrotem smoków nie chce, aby wojna się skończyła, aczkolwiek nie powinniśmy zakładać, że jej cele są zbieżne z naszymi. Nie należy też dopuścić do zwycięstwa Gromowładnych, w związku z czym nawet pośrednia pomoc ich sprawie musi być poprzedzona skrupulatnym planowaniem.


     Byliśmy zbyt wstrząśnięci, by cokolwiek powiedzieć. Milczenie przedłużało się.

      Ulfric? – wybąkała w końcu Lydia. – Ulfric miałby być agentem Thalmoru?

     - Może nie do końca – zerknąłem w dokument. – Nic tu nie ma o jego działalności…

     - Jak to nie ma? – wskazała na początek. – Stan: działacz!

     - Niewspółpracujący – dodałem bez przekonania.

     - Uśpiony – sprostowała Lydia. – Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że ma pozostać bezczynny aż do właściwego momentu. Tak się robi, żeby umieścić w obozie wroga głęboko zakonspirowanego agenta.

     - Nie do końca rozumiem – potrząsnąłem głową. – Przecież cała działalność Ulfrica to zwalczanie Thalmoru.

     - Wiele szkód mu narobił? – spytała przekornie. – Podaj choć jeden przykład.

     - No… Nie wiem…

     - Sam widzisz! – odrzekła tryumfalnie. – Jest w uśpieniu. Taki agent ma prawo nawet brać udział w walce po stronie wroga, aby się uwiarygodnić. Wszyscy go mają za bohatera, a on…

     Nie dokończyła. Była Nordką i postępowanie Ulfrica ubodło ją do żywego.

     - Być może wcale tak nie jest – odpowiedziałem niepewnie. – Z tego nie wynika, że świadomie podjął jakąś współpracę. Niewykluczone, że on robi swoje, a Thalmor póki co jest przekonany, że ma go na pasku.

     - Ech, powinieneś zostać bardem i składać ballady – westchnęła. – Przeczytaj jeszcze raz pierwszy akapit. Został pochwycony i współpracował z Thalmorem. Udzielał informacji.

     - Sami piszą, że były bezwartościowe – zaoponowałem. - Może Ulfric wiedział, że miasto padło i świadomie podał im…

     - „Po wojnie wznowiliśmy kontakt i przekonaliśmy się o wartości Ulfrica” – przerwała Lydia. – Nie wiem, w co on gra, ale współpracuje z Thalmorem.

     - Może go zmuszono – mruknąłem z nosem na kwintę.

     - Może… - wzruszyła ramionami. – Tak czy owak, nie można mu wierzyć.

     Milczeliśmy przez chwilę, trawiąc niewesołe informacje.

     - Gdybyśmy to ogłosili, panowanie Ulfrika byłoby skończone – szepnęła Lydia. – Może udałoby się zakończyć tę wojnę, zanim jeszcze na dobre wybuchła? Nie mogę patrzeć na to, jak Nordowie wyrzynają się nawzajem.

     - Nic by się nie stało – westchnąłem. – Widziałaś, jego ludzi. To nie żołnierze, to wyznawcy. Fanatycy. Nie przyjmą tego do wiadomości. Uznają to za nędzną prowokację Cesarstwa. Poza tym, czy nie chciałabyś, żeby Skyrim było niepodległe?

     Westchnęła.

     - Chciałabym, aby nie pałętali się po nim Thalmorczycy – odparła. – I aby nikt nikomu nie zabraniał wierzyć, w co tylko chce. Z drugiej strony… Nie podoba mi się, że Nordowie chcą wszystkich przybyszów sprowadzić do roli niewolników. Zupełnie nie rozumiem, co przeszkadzają im elfy, czy Khajitowie. Choćby Irileth. Znam ją od dziecka. Mam do niej wiele szacunku. I uważam, że na niego zasłużyła. A Gromowładni chcieliby ją widzieć upodloną, w nędznych szatach, jak gnie się przed nimi w ukłonach. Tylko dlatego, że jest Dunmerką. Na to się nie zgadzam!

     - Mamy zadziwiająco zbieżne poglądy – odezwałem się. – Mnie też nie podoba się traktowanie obcych w Wichrowym Tronie. Boję się, że Ulfric chciałby przenieść ten model na całe Skyrim. Z drugiej strony, Cesarstwo nie ma dość sił, żeby odrzucić Konkordat. Nie ma co liczyć na to, że Thalmor przestanie się tu panoszyć.

     - Więc co robimy?

     Zamknąłem teczkę z trzaskiem.

     - Idziemy spać – oświadczyłem. – Na razie mamy na głowie smoki. Coś mi mówi, że chodzi tu o coś więcej, niż kilka ożywionych gadów, tylko nie wiem, o co. Podobnie myślą Siwobrodzi…

     - Nie zajrzymy do trzeciej teczki? – spytała. – Nie chce mi się jeszcze spać.

     Wziąłem ją do rąk. „Thalmorskie dossier – Esbern”.

     - Nie wiem, kim on jest – odezwałem się. – To jakiś starzec, poszukiwany przez Thalmor, ale nie wiem nawet, czy w związku z naszą sprawą. Podobno ukrywa się w Pękninie.

     - Nic łatwiejszego niż otworzyć i sprawdzić.

     - Czy to w porządku? – ogarnęły mnie wątpliwości. – Czuję się jak przekupa, wścibiająca nos w nie swoje sprawy. 

     - A może to właśnie jego trzeba ostrzec? – odparła Lydia. – Zakładam, że każdy wróg Thalmoru może, choć nie musi, być naszym sprzymierzeńcem.

     Przekonała mnie. Otworzyłem teczkę i oboje pochyliliśmy się nad białym papierem, zapisanym drobnym, elfim pismem.


     Stan: uciekinier (pojmać), najwyższy priorytet, przyzwolenie emisariusza

     Opis: mężczyzna, Nord, ponad 70 lat

     Historia: W czasach przed Pierwszą Wojną z Cesarstwem Esbern był jednym z uczonych Ostrzy. Nie działał jako agent, lecz uważa się, że stał za kilkoma z najbardziej druzgocących operacji, przeprowadzonych przez Ostrza w latach przedwojennych, w tym w Incydencie Falineckim oraz ucieczce z więzienia Błękitna Rzeka. Przez wiele lat jego akta leżały odłogiem, co jest niewybaczalnym błędem mojego poprzednika (który został wezwany do Alinoru, celem wymierzenia kary i reedukacji). Błędnie wierzono, że Esbern nie stanowi zagrożenia z uwago na swój podeszły wiek i brak doświadczenia w terenie. Niech to będzie nauczką dla działaczy wszystkich poziomów, że żaden z agentów Ostrzy nie należy do grupy zadań niskiego priorytetu. Wszystkim należy wymierzyć sprawiedliwość.

     Uwagi: Jako że nie znamy powodów i znaczenia powrotu smoków, uznałam pojmanie Esberna za misję o najwyższym priorytecie, gdyż słynie on jako ekspert od smoków. Z żalem stwierdzam, iż w tej kwestii wciąż wiele nam brakuje do Ostrzy. Wywodzą się oni od Akavirów, a ich wiedza na temat smoków cały czas przewyższa naszą (w wielkiej mierze teoretyczną). Archiwa Świątyni Władcy Chmur, uważanej za największą i najstarszą skarbnicę wiedzy Ostrzy, uległy niemal całkowitemu zniszczeniu, w wyniku oblężenia. Mimo usilnych prób rekonstrukcji straconych informacji doszliśmy do wniosku, że wpisy dotyczące smoków zostały albo usunięte, albo zniszczone przed natarciem. Dlatego też osoba Esberna jest dla nas najlepszym sposobem poznania powodów, dla których wróciły smoki.

     Nie można wykluczyć, iż Ostrza same są w jakiś sposób powiązane z tym fenomenem.
Otrzymaliśmy niedawno pewne informacje, iż Esbern wciąż żyje i ukrywa się gdzieś w Pękninie. Przesłuchania możliwego naocznego świadka trwają. Musimy działać ostrożnie, aby nie zaalarmować Esberna o niebezpieczeństwie. Jeśli w istocie przebywa w Pękninie, nie może nam uciec.


     - Czyli następny krok to Pęknina? – spytała Lydia.

    - Najpierw spotkajmy się z Delphine – odparłem. – Z dossier wynika, że Esbern był członkiem Ostrzy. Być może ona go zna. Zresztą, nie da się ukryć, że ona wie o sprawie najwięcej. Może wpadnie na jakiś pomysł?

     - Może…

     - I wiesz co? – roześmiałem się. – Chciałbym zobaczyć jej minę na widok jej własnego dossier.

     Spojrzała na mnie zadumana.

     - Ty zapewne też masz już założoną teczkę – odezwała się. – I jak tak dalej pójdzie, będzie grubsza niż ta.

     Wiedziałem o tym, a mimo to przeszedł mnie dreszcz.

4 komentarze:

  1. Ulfric wydawał mi się podejrzany- kilka rozdziałów wstecz. Może mordował dlatego, że bał się, że go ktoś rozpozna jako szpiega? A może wręcz został rozpoznany i w ten sposób przedłużył sobie spokój? Licho wie.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, że zdecydowana większość graczy przyłącza się do Gromowładnych i Ulfrica. Pewnie dlatego, że Cesarscy chcą gracza ściąć na samym początku.

      Usuń
  2. Ale się pokomplikowało!
    Ten troll przypomina mi rancora z Gwiezdnych Wojen, pamiętasz? Siedział pod tronem Jabby i też zjadał kogo mu wrzucili. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troll nie jest taki duży. Bardziej przypomina tego stwora, który uwięził Luke'a w lodowej jaskini - zaraz na początku "Imperium kontratakuje". Zresztą, w grze jest aluzja do tej sceny - właśnie ze śnieżnym trollem. Można znaleźć tę jaskinię.

      Usuń